niedziela, 19 października 2008

Urodziny Sofii


Ten sam dzien, ktory rozpoczelismy nad basenem, kontynuowalismy na feszcie sziszeru.
Moglam troche poogladac i po probowac typowych wyrobow z tego regionu, zjadlam zupe sziszeru i kupilam jakies pol kilo suchych ziaren na pozniej. Mniam...


Widzielismy tam takze dosc ciekawy zespol zlozony z trzech przebranych facetow, ktorzy oprocz spiewania i grania zaglowali niczym klalni. I podrozowali na przedziwnej machinie zkonstruowanej z roweru. Taka samowystarczalna estrada.





















Tego dnia mielismy dotrzec do rodzinnej miejscowosci Sofii (mala wioska w okolicach Carregal do Sal), ale ogolne rozprezenie spowodowalo, ze spoznilismy sie na jeden z pociagow i na miejsce dotarlismy poznym wieczorem.
Byl to dzien urodzin Sofii, wiec mielismy w planach wieczorne imprezowanie, a w niedziele rodzinny obiad.



Ten wieczor bylo dla mnie, o tyle emocjonujacy, ze bylam kierowca, na portugalskich ciemnych i kretych drogach. Bo zeby sie dostac na impreze, musielismy jechac do nastepnej wsi/miasteczka. Nie powiem, bylo troszke stresujaco.... szczegolnie z Majkelem na tylnim siedzeniu :-)), ktory dawal mi dobre rady ha, ha, ha (calusy dla Michala).
























Noc przespalismy u Sofii babci, ktory wygladal jak sanktuarium, matki boskiej fatimskiej. Byla
wszedzie i wygladala z zakazdego rogu, razem z naszym rodakiem papiezem. Sam dom byl przedziwna bardzo stara konstrukcja z malymi niskimi pokojami, nierownymi scianami, chwiejacymi sie meblami, wszystko bardzo wilgotne i chlodne.




















Suszace sie figi z babcinego ogrodu mniam....


















Nastepnego dnia lunch byl bardzo sympatyczny, troche gimnastyka mimiki i pojedynczych portugalskich slow, bo nikt ze starszych przedstawicieli nie mowil po angielsku. Bylo dmuchanie swieczek, picie szampana, pocalunki, prezenty....

Bardzo cieplo i rodzinnie.

















Przesliczna najmlodsza siostra Sofii.

















Po popoludniu przed odjazdem wybralismy sie jeszcze zobaczyc, megalityczne budowle, ktorych w okolicy jest mnostwo.



sobota, 18 października 2008

Dalej na polnoc - Koncert w Alvaiazere

W piatek wieczorem bylismy umowieni z Sofia i innymi znajomymi z Caldas, ze spotkamy sie w Alvaiazere.
Czesc z nich ma zespol, a raczej projekt pod tytulem TRIBUTE NINA SIMONE. Mieli zagrac koncert na festiwalu Gastronomico do Chicharo, czyli festiwal fasoli chicharo (wymowa sziszeru).
Robilismy sobie z Michalem troche zarty z tego, ze to jest festiwal fasoli, bo w Polsce nikt by tu nie chcial grac. Festa jest w kazdym najmniejszym miasteczku jako ostoja tradycji i graja na nich przerozne zespoly, czasem bardzo popularne.
W kazdym razie to nie jest obciach.
Bylo to nasze drugie podejscie zobaczeniaich ich na zywo, bo jakies 2 tygodnie wczesniej mieli grac nie daleko Caldas w Alcobaça. Byla to impreza artystyczna, polaczona z pokazem prac studentow z mojej szkoly. Ale dlaczego nie zagrali?? Moze wam i mi powod wyda sie smieszny i prozaiczny, ale....... spadl delikatny deszcz no i nikt niebyl na to przygotowany. Nikt nie wzial takiej ewentualnosci pod uwage, ani moi znajomi ani organizatorzy..... No coz calkiem inna perspektywa slonecznego kraju.
Ale wrocmy do Alvaiazere. Dotarcie tam z Evory zajelo nam troche czasu. Druga przesiadke mielismy w Fatimie.Spedzilismy tam moze godzine na stacji autobusowej i kogo mielismy okazje spotkac (po raz pierwszy).... Polakow. Oczywiscie kupowali z namaszczeniem figurki i pocztowk z matka boska fatimska...
Sama Fatima jest straszliwe nudna miejscowoscia, same hotele i bankomaty dla pielgrzymow, kosciol z placem i koniec, zadnej starej zabudowy. Z tego co opowiedziala nam Sofia, to Fatima przed objawieniem byla mikro wsia z kilkoma domami, a po objawieniach stala sie komercyjnym centrum wiary... zgroza. Nie mozna jej napewno porownac z Czestochowa.

Do Alvaiazere dotarlismy poznym wieczorem, z szalonym kierowca, ktory pedzil wielkim autokarem, po kompletnie ciemnych i waskich uliczkach jakies 80-100 na godzine.
Na miejscu bylo bardzo zimno i wietrznie, mysle ze w okolicach 7 stopni brrr... Musielismy wspomoc sie jakims dobrym winem, zeby nie czuc chlodu.
Koncert byl super, mimo pewnych problemow technicznych.
Ponizej pisze link na ich My Space, koniecznie obejrzyjcie video z konertu, po pomysl z aranzacja przestrzeni jest bardzo dobry.

http://profile.myspace.com/tributoninasimone

Po konercie i w trakcie jedlismy, na okraglo, sziszeru w roznych wersjach (z ryba, z kolendra, byl nawet mus na slodko...?), smiejac sie ze na pewno bedziemy dobrze i dlugo spac, po takiej ilosci.
Pozniej bawilismy sie bardzo dlugo na pozostalych koncertach miedzy innymi przy klezmerskiej kapeli.
Noc mielismy spedzic gdzies nieopodal. Gdy wszyscy poczuli sie juz odpowiednio zmeczeni (pewnie to bylo kolo 4), zapakowalismy sie w samochody i ruszylismy w ciemnosc portugalskich kretych drog.
Gdy dotarlismy na miejsce okazalo sie ze jestesmy w samym srodku lasu, a nocleg to troche luksusowy hotel z basenem. Niestety nie moglismy wyprobowac wszystkiego, bo bylo nas 11 osob, srodek nocy i, i tak zrobilismy niezly rumor. Poczekalismy do rana....
Wszyscy zaspali na przyslugujace nam sniadanie, wiec zrobilismy sobie wlasne nieopodal basenu...
Michal zrobil perfekcyjne zdjecia.


Patricia wokalistka zespolu, mieszkam teraz z nia i jej chlopakie Roberto.


Od prawej: Ita-gra na syntezatorze, w okularach Sergio-bebny, Pedro-perkusista i jego dziewczyna Patricia, na pierwszym planie Roberto-gitara i wokal(chlopak Patrici).

Ja i Carlos-video podczas koncertu.Carlos i Miguel- basista.
Cala banda.
Patrycja i Ita.
Majkel i Sofia a w tle to sami widzicie...

To sa moi najblisi znajomi portugalczycy z Caldas.

piątek, 17 października 2008

Wycieczka do Monsaraz - Alantejo


Nastepnego dnia mielismy plan wybrac sie do, polozonego jakies 50 kilometrowod Evory, Monsaraz. Okazalo sie ze Patrycja ma wolny dzien w pracy i moze z nami pojechac samochodem wiec bylismy, chodz raz, niezalezni od kursow autobusow.

Z tego co wyczytalam w przewodniku, spodziewalam sie ze Monsaraz bedzie usytuowane posrod gor badz pagorkow, na samym szczycie jednej z nich. Tak tez troche bylo, ale rzeczywisty widok przerosl moje wyobrazenie.

Patrycja opowiedziala nam historie tego regionu. Pare albo parenascie lat temu ukonczono tu budowe wielkiej tamy na rzece i dalej utworzono ogromne zbiorniki wody, ktore widac powyzej(zapierajacy dech w piersi kolor wody:-)).

Teren ten jest bardzo goracy w lato, czasem bez zadnych opadow, co powodowalo, ze ludzie i zwierzeta umierali z powodu suszy!!Projekt rozlewiska ma rozwiazywac ten problem, bo poprzez parowanie wody tworzy sie tu wiecej chmur i tym samym jest wiecej opadow.

Monsaraz polozone jest na malym pagorku, ma dosc stary zamek(1310 rok) i dokladnie trzy rownolegle ulice prowadzace od bramy z wieza dzwonnicza do zamku.

Ja znalazlam tam dla siebie maly raj rzemieslniczy, bo okolica slynie z tkanych kocy, narzut, dywanow. Dzieki Patrycji moglam nawiazac namiastke konwersacji z Pania w sklepie. Opowiedziala mi, ze pare lat temu rzemioslo tkackie zaczelo podupadac i zreaktywowala je Holenderka, ktora osiedlila sie w Portugalii. Skonczyla szkole specjalizujaca sie w tkaninie.

Wszystkie tkaniny, ktore mialam okazje pomacac, byly niewiarygodnie miekkie w dotyku a przy tym bardzo grube i bardzo cieple
Niestety nic sobie nie kupilam, bo to na co bylo by mnie stac bylo tylko w naturalnych kolorach bezach, brazach, bielach fuuuu......

Patrycja namowila mnie takze na zdjecie, jak to okreslila, z typowymi przedstawicielami Alantejo. Wprowadzilo mnie to w calkowite zmieszanie, szczegolnie ze najstarszy z Panow koniecznie chcial byc blisko mnie... ha ha ha




Potem spacerowalismy wsrod uliczek, zamku z arena do tourady (portugalska walka bykow) i siedzielismy w jedynej knajpie saczac slynne w tym rejonie czerwone wino Monsaraz.

Po poludniem, gdy Patrycja odwolala swoje spotkanie w szkole(sic!), mielismy wciaz czas na zobaczenie czegos wiecej.
W przewodniku przeczytalam, ze okolice Monsaraz zamieszkiwali ludzie, juz w prehistorii i slady ich bytnosci mozna odnalesc w poblizu...




Nastepnie pojechalismy do miejscowosci oddalonej o pare kilometrow w kierunku granicy z Hiszpania.
W Mourao zwiedzilismy ruiny zamku(starszy od tego w Monsaraz), ktory przez lata byl niedozdobycia, bo posiadal dwia gigantyczne zbiorniki wody, ktore pozwalaly ludziom przetrwac dlugie oblezenie.

Widok na Monsaraz.

Dzieki Patrycji moglismy zapytac miejscowych o najlepsza knajpe w okolicy, z typowym dla Alantej menu. I tak trafilismy w niesamowite miejsce. Cala restauracja byla urzadzona w wielkiej chlodnej parterowej jakby piwnicy. Wlasciciele chyba specjalizowali sie w zbieraniu staroci, bo cala przestrzen byla wypelniona po brzegi.


Przybylismy w pore nie obiadowa, ale to co zjedlismy bylo wysmienite.
Zwyczajny wiejski chleb, ciezki i sycacy, oliwki, twardy i aromatyczny ser, no i oczywiscie czerwone wino..... a na deser soczysty melon
Wlascicielka wyjasnila nam ze te wielkie gliniane wazy przy wejsciu sluza do produkcji wina i oliwek dla restauracji i zostaly wyprodukowane specjalnie z mysla o tym. Wszystko bylo naprawde cudownie wysmienite a wino dosc mocne, takze oposcilismy Mourao w szampanskich humorach :-))

wtorek, 14 października 2008

Dalej w glab Alantejo

Nastepnego dnia, chyba byl to sroda 1 pazdziernika, postanowilismy dotrzec do Evory, najwiekszego miasta polnocnego Alantejo. Mam tam kolezanke poznana w Lodzi -Patricie. Studiowala 10 miesiecy geografie na Uniwersytecie lodzkim, cwiczyla capoeire i bardzo pokochala Polske.
Pamietam, ze jak wyjezdzala to kupila sobie na pamiatke polska flage, pilkarski szalik, bluze z orlem, szklanke do piwa i male setki do wodki z emlamatami Polski. (?)
Dojechalismy w polowie dnia, rozstawilismy namiot na polu i potem pomaszerowlismy rozejrzec sie troche, po miescie i poczekac az Patricia skonczy prace i bedziemy mogli sie z nia zobaczyc.


Murale nieopodal naszego campingu (zdjecia zrobione z mysla o Barbarze).





Miasto jest naprawde imponujace, tak jak miasta Alantejo jest na wziesieniu, ze starym zamkiem i murami, ulicami rozchodzacymi sie po okregu, parterowo; mozna zgubic sie bardzo szybko.











Do tego stary Uniwersytet polaczony z katedra (pozostalosci bardzo dawnych czasow), budowle rzymskie, akwedukt, megalityczne menhiry i dolmeny. Jednym slowem mnogosc reliktow mininych epok.







Przecietna ulica

Po poludniu spotkalismy sie z Patricia w muzeum rzemiosla artystycznego i musze powiedziec ze bylam pod duzym wrazeniem zbiorow.

Przykladowe sgraffito, ktore uzywane jest do ozdoby budynkow takze wspolczesnie

Papierowe wycinanki troche podobne do lowickich, bardzo precyzyjne.





/po lewej/Dywan z miejscowosci Arraiolos,
w okolicach Evory.Wykonywany technika tkania ale poprzez haft krzyzykowy, jesli dobrze zrozumiam.
/po prawej/Tkanina uzywana jako narzuta,
tez podobna do lowickich.


Ceramika








Rzezbiona tykwa









Ceramika



Najzabawniejsze bylo to, ze Patricia nigdy wczesniej nie byla tu i co jeszcze dziwniejsze nawiet nie wiedziala ze takie miejsce istnieje.
Niektore z eksponatow byly dla niej taka sama nowoscia jak dla nas, niektore pamietala z dziecinstwa, bo np jej dziadkowie uzywali takich, a o innych opowiadala nam cale historie niczym przewodnik.












Zachod slonca tego dnia byl przepiekny
i wrozyl dobra pogode na jutro.