niedziela, 12 października 2008

Alantejo-wycieczka do Mina Sao Domingos

Nastepnego dnia postanowilismy wybrac sie na wycieczke w okolice Bejy. Sofia polecila nam ta bardzo mala miejscowosci blisko granicy z Hiszpania, dlaczego akurat tam? opowiem za chwileczke.
To co powiedziala o Mini to tylko tyle, ze zapamietala ja z dziecinstwa jako cos nieprawdopodobnego i ze mozemy tam znalesc ziemie i wode w roznych kolorach. Brzmialo zachecajaco.


Dojazd nie byl taki prosty, bo nie mielismy bezposredniego autobusu z Bejy do Mina. Musielismy dojechac do najblizszej miejscowosc Mertoli i wyrobic sie w trzy godz bo ostatni powrotny autobus byl o 5. Po krotkiej naradzie stwierdzilismy ze zaryzykujemy i pojedziemy stopem 17 kilometrow do Mini, i jak sie nie wyrobimy w 3 godz to sie zobaczy co dalej.
Zabral nas okolo 70 letni Pan, ktory swoim ledwo trzymajacym sie kupy samochodem, pedzil po gorskich serpentynach 90-100 na godz. Wysadzil nas w samym sercu miasta. Pierwsze co zobaczylismy to sniezno bialy kosciol i rzedy robotniczych domow i potem hen daleko w oddali sciane krwisto czerwonej ziemii - to byl znak ze musimy podazac w tamtym kierunku.









Po kilku minutowym marszu wdluz robotniczych domow ujrzelismy, niewierzac wlasnym oczom, przedziwna scenerie przypominajaca troszke, scenografie do filmu fantazy, moze ksiezyc albo poligon wojenny.










Jak sie dowiedzielismy z tablic informacyjnych umieszczonych na miejscu, od XIX w. do lat 70 XX w.(az do rewolucji) dzilala w Mini kopalnia odkrywkowa bogata w zloza mineralne.
Przedziwna sceneria wynika z tego, ze ziemii zawiera mnostwo zwiazkow mineralnych, ktore wchodza w reakcje powodujac, powstawanie nietypowych kolorow (tak to sobie tlumaczylismy, bo pewnie moi rodzice chemicy, opisali by te zjawiska bardziej precyzyjnie :-)).




W okolicy bylo tez duzo starych kopalnianych, zniszczonych zabudowan , ktore moglismy porownac z dawnymi fotografiami na tablicach. W niczym nie przypominaly swych lat swietnosci i tu troche poczulismy sie jak w Lodzi.



Widok Mertoli z autobusu.
O powrocie napisze, krotko ze nie moglismy zlapac stopa do Mertoli, ale zabral nas ten sam kierowca autobusu, ktory nas tam przywiozl, bo akurat jezdzil po okolicy zbierajac ludzi z wiosek(o czym wczesniej nie wiedzielismy). Tego dnia bylo 32 stopnie w cieniu i liczylismy ze w czasie godzinnej drogi powrotnej do Bejy zdrzemniemy sie troche,ale.... nie udalo sie bo jechalismy w autobusie pelnym dzieci i nastolatkow wracajacych ze szkoly do domu.
Autobus pekal w szwach od rozwrzeszanych dzieciakow, ktorych kierowca uciszal po imieniu(!!!!) i tylko my dwoje blond opalonych na czerwono turystow(Majkel w szczegolnosci).
Jedna z dziewczynek cala droge patrzyla na mnie z rodziawiona buzia i wielkimi zielonymi oczami.......ja sie usmiechalam i tak dojechalismy z powrotem.

P.s Sofia potem opowiedziala mi, ze ona tez jezdzila cala szkole podst i srednia z tym samym kierowca i znala go bardzo dobrze, bo wozil takze jej ciocie jak byla mala. I jak czasem sobie nie mogl dac rady z rozwrzeczana banda, zbaczal z wyznaczonej trasy(!!!!) i podjezdzal pod komisariat policji zeby ich troche postraszyc ha, ha, ha, ha.......

Brak komentarzy: