piątek, 17 października 2008

Wycieczka do Monsaraz - Alantejo


Nastepnego dnia mielismy plan wybrac sie do, polozonego jakies 50 kilometrowod Evory, Monsaraz. Okazalo sie ze Patrycja ma wolny dzien w pracy i moze z nami pojechac samochodem wiec bylismy, chodz raz, niezalezni od kursow autobusow.

Z tego co wyczytalam w przewodniku, spodziewalam sie ze Monsaraz bedzie usytuowane posrod gor badz pagorkow, na samym szczycie jednej z nich. Tak tez troche bylo, ale rzeczywisty widok przerosl moje wyobrazenie.

Patrycja opowiedziala nam historie tego regionu. Pare albo parenascie lat temu ukonczono tu budowe wielkiej tamy na rzece i dalej utworzono ogromne zbiorniki wody, ktore widac powyzej(zapierajacy dech w piersi kolor wody:-)).

Teren ten jest bardzo goracy w lato, czasem bez zadnych opadow, co powodowalo, ze ludzie i zwierzeta umierali z powodu suszy!!Projekt rozlewiska ma rozwiazywac ten problem, bo poprzez parowanie wody tworzy sie tu wiecej chmur i tym samym jest wiecej opadow.

Monsaraz polozone jest na malym pagorku, ma dosc stary zamek(1310 rok) i dokladnie trzy rownolegle ulice prowadzace od bramy z wieza dzwonnicza do zamku.

Ja znalazlam tam dla siebie maly raj rzemieslniczy, bo okolica slynie z tkanych kocy, narzut, dywanow. Dzieki Patrycji moglam nawiazac namiastke konwersacji z Pania w sklepie. Opowiedziala mi, ze pare lat temu rzemioslo tkackie zaczelo podupadac i zreaktywowala je Holenderka, ktora osiedlila sie w Portugalii. Skonczyla szkole specjalizujaca sie w tkaninie.

Wszystkie tkaniny, ktore mialam okazje pomacac, byly niewiarygodnie miekkie w dotyku a przy tym bardzo grube i bardzo cieple
Niestety nic sobie nie kupilam, bo to na co bylo by mnie stac bylo tylko w naturalnych kolorach bezach, brazach, bielach fuuuu......

Patrycja namowila mnie takze na zdjecie, jak to okreslila, z typowymi przedstawicielami Alantejo. Wprowadzilo mnie to w calkowite zmieszanie, szczegolnie ze najstarszy z Panow koniecznie chcial byc blisko mnie... ha ha ha




Potem spacerowalismy wsrod uliczek, zamku z arena do tourady (portugalska walka bykow) i siedzielismy w jedynej knajpie saczac slynne w tym rejonie czerwone wino Monsaraz.

Po poludniem, gdy Patrycja odwolala swoje spotkanie w szkole(sic!), mielismy wciaz czas na zobaczenie czegos wiecej.
W przewodniku przeczytalam, ze okolice Monsaraz zamieszkiwali ludzie, juz w prehistorii i slady ich bytnosci mozna odnalesc w poblizu...




Nastepnie pojechalismy do miejscowosci oddalonej o pare kilometrow w kierunku granicy z Hiszpania.
W Mourao zwiedzilismy ruiny zamku(starszy od tego w Monsaraz), ktory przez lata byl niedozdobycia, bo posiadal dwia gigantyczne zbiorniki wody, ktore pozwalaly ludziom przetrwac dlugie oblezenie.

Widok na Monsaraz.

Dzieki Patrycji moglismy zapytac miejscowych o najlepsza knajpe w okolicy, z typowym dla Alantej menu. I tak trafilismy w niesamowite miejsce. Cala restauracja byla urzadzona w wielkiej chlodnej parterowej jakby piwnicy. Wlasciciele chyba specjalizowali sie w zbieraniu staroci, bo cala przestrzen byla wypelniona po brzegi.


Przybylismy w pore nie obiadowa, ale to co zjedlismy bylo wysmienite.
Zwyczajny wiejski chleb, ciezki i sycacy, oliwki, twardy i aromatyczny ser, no i oczywiscie czerwone wino..... a na deser soczysty melon
Wlascicielka wyjasnila nam ze te wielkie gliniane wazy przy wejsciu sluza do produkcji wina i oliwek dla restauracji i zostaly wyprodukowane specjalnie z mysla o tym. Wszystko bylo naprawde cudownie wysmienite a wino dosc mocne, takze oposcilismy Mourao w szampanskich humorach :-))

Brak komentarzy: