Ten sam dzien, ktory rozpoczelismy nad basenem, kontynuowalismy na feszcie sziszeru.
Moglam troche poogladac i po probowac typowych wyrobow z tego regionu, zjadlam zupe sziszeru i kupilam jakies pol kilo suchych ziaren na pozniej. Mniam...
Widzielismy tam takze dosc ciekawy zespol zlozony z trzech przebranych facetow, ktorzy oprocz spiewania i grania zaglowali niczym klalni. I podrozowali na przedziwnej machinie zkonstruowanej z roweru. Taka samowystarczalna estrada.
Tego dnia mielismy dotrzec do rodzinnej miejscowosci Sofii (mala wioska w okolicach Carregal do Sal), ale ogolne rozprezenie spowodowalo, ze spoznilismy sie na jeden z pociagow i na miejsce dotarlismy poznym wieczorem.
Byl to dzien urodzin Sofii, wiec mielismy w planach wieczorne imprezowanie, a w niedziele rodzinny obiad.

Noc przespalismy u Sofii babci, ktory wygladal jak sanktuarium, matki boskiej fatimskiej. Byla
wszedzie i wygladala z zakazdego rogu, razem z naszym rodakiem papiezem. Sam dom byl przedziwna bardzo stara konstrukcja z malymi niskimi pokojami, nierownymi scianami, chwiejacymi sie meblami, wszystko bardzo wilgotne i chlodne.
Suszace sie figi z babcinego ogrodu mniam....
Nastepnego dnia lunch byl bardzo sympatyczny, troche gimnastyka mimiki i pojedynczych portugalskich slow, bo nikt ze starszych przedstawicieli nie mowil po angielsku. Bylo dmuchanie swieczek, picie szampana, pocalunki, prezenty....
Bardzo cieplo i rodzinnie.
Przesliczna najmlodsza siostra Sofii.
Po popoludniu przed odjazdem wybralismy sie jeszcze zobaczyc, megalityczne budowle, ktorych w okolicy jest mnostwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz